(nie)odkrytki...
niedaleko nieblisko od siebie jak pęknięcie
gdzie pomiędzy schronieniem a odmową
szukamy nowych wzorców
nowych mistrzów wykluwania języka
żeby móc opisać niepewność wybrukowanych bieżni
zlewających się w leje po poprzednim życiu
wciskają nam ulotną naturę nadziei że nie stracimy lepiej niż gorzej
a my pamietamy wiatr o wiele dokładniej niż beznamiętność
zakotwiczeni na mieliźnie życia bywamy
jak intruzi jak przypadkowe przedzwłoki
efekty przedwczesnej erekcji niesklasyfikowanych ciał
zakaranych za to że jeszcze nie umarły
wciąż stamtąd dostaję niewypełnione koperty
i coraz częściej chwytam się sztucznej obróbki słowa
i nie wiem jak odpowiedzieć
spalam je w spokojnej sepii i sprzedaję efemerydy chwili
o własnym samopoczuciu w bezpiecznej narnii spokoju
podczas gdy już jestem bardziej spiżowa na szelest
zmiętej sukienki z niepierwszej wiosny
i tylko wyblakła kartka przemokniętych wydarzeń zatapia się w nieskończoności