duchowa poliamoryczność
przepełnione tajemnicami istnienia
a ja
wierzyłam mocno kim czym jest Bóg
pierwszy był patriarchalnym
grzmiący z ambony
poprzez mniej mądrych księży
patrzył na mnie surowo
jak Stwórca z fresku Michała Anioła
sroga twarz zmarszczone brwi
widać że nie podobało się to na co patrzy
ręka wyciągnięta w geście
który trudno odczytać inaczej
niż używając słów wynocha
drugi Bóg miał już inną twarz
kiedy spowiednik dawał mi do czytania
Simone Weil
był łagodniejszy otwarty na rozmowę
ale dalej czułam wyraźnie
że był bogiem męskiej energii
bogiem winy grzechu i pokuty
moja droga w stronę tego uduchowienia
odbywała się podszeptami drugiej ja
to ona rozsypywała po drodze znaki
które przekonywały mnie że świat jest złożony
zarówno z ciemnych jak i jasnych mocy
tylko jego watolina utkana jest ze światła
to ona powtarzała mi że dałyśmy się zwieść
surowym chłodnym przekazom
płynącym ze świątyń
a On
to rozproszona energia światła
które przenika nas na wskroś
nie zatrzymuje się na powierzchni skóry
ale wnika głęboko i płynie…