Jak lot komety
Ku czarnej ziemi głębokiej bliźnie.
Tam wszystko rozłamane w pół.
Tam wszystko boleśnie śmiertelne i czyste.
Jak gołąb co złamawszy skrzydło w pół,
gdy w szpony orła złapać się dał.
Tak wszystko obrócone w proch i pył.
I naga ziemi prawda.
Lecz oto feniks nagle staje stąd.
Czysty i silny mocą bogów dawnych.
On lud prowadzić będzie swój,
i swym imieniem będzie sławny.
I tak się zrodzi nowy świat.
Czysty i piękny lecz,
nie idealny.
I każdy człowiek mieszkający tam
ugnie się obarczon jarzmem prawdy.
Ta prawda jak komety lot.
Jak cios z kosmosu.
Włócznia słońca.
Będzie przygniatać dzień po dniu.
I w otchłań słabych będzie strącać.
A silni umrą, lecz nie szybko.
w ideał świata wierząc wciąż.
I w kosmos ziarna
ręką martwą rzucą.
By stworzyć rzecz nie idealną.
Te ziarna jak komety mkną.
Mijając słońca światów wielu.
Warkocze ich nad światem wciąż się skrzą.
Złowieszczo dosięgając celu.