Żar, który mrozi.
Cieniem istnienia, smutkiem nadziei.
Patrzę nie widząc, radość co smutkiem,
Śpiew życia widzę, krzyki cierpienia.
Stoję więc w progu, świata przyszłości,
Granicą magii, wszystko ułłudą.
Krzyczę melodie, pełne rozpaczy,
Droga ma długa, miłością podparta.
Upadam z tęsknoty, powstaję gdy jesteś,
Prowadzisz me myśli, jesteś mym wszystkim.
Spalam się szybko, ma dusza umiera,
Poezja uzdrawia, wena zabija.
Słowa co mocą, one mnie karmią,
Cisza jest ścieżką tym co jest w nas ważne.
Ćmą w snach mych lecę do światła nadziei,
Ono jest życiem, zabija wręcz z gracją.
Świat czarno-biały, razi kolorem,
Tam tęcza jest pięknem, ciemność jest mostem.
Do świata co było, będzie w mym sercu,
Pragnę być wielki, w niewoli mej męki.
Gdy wreszcie się zbudzę, wracam do świata,
Co jest i go nie ma, topię się teraz.
Oddech swój tracę, koniec mej męki.
