Powoli coś tracę
gdy smutek przychodzi bez pukania,
jak cień, który zna drogę do serca
lepiej niż światło.
Niech będzie święta samotność,
która nie jest brakiem, lecz formą,
jak puste naczynie, które
przechowuje echo istnienia.
Niech będzie błogosławione to, co niewidzialne,
co nie woła, lecz trwa.
Niech będzie święte to, co ciche,
co nie świeci, lecz prowadzi.
Niech będzie obecne to, co nieobecne,
bo w cieniu mieszka prawda.
Niech będzie uświęcony pył,
którym jesteś,
bo pył zna prawdę o czasie
lepiej niż marmur.
Niech będzie przyjęta twoja walka,
twoje fortele, twój uśmiech,
szczery i fałszywy zarazem,
bo nawet maska jest twarzą
w teatrze przetrwania.
Niech będzie zapamiętana twoja obecność,
choćby tylko przez chwilę,
choćby tylko przez cień
na witrynie sklepowej.
Niech będzie wysłuchana twoja tęsknota
za ciemnością,
która nie rani, lecz koi,
która nie odbiera, lecz uwalnia.
Niech będzie z tobą ta piękna, straszna istota,
która szepcze opowieści
o wszystkim i o niczym,
bo to właśnie jest wszystko.
