Odloty
Codziennie świat znów na nowo trzeba ułożyć,
zagięte rogi poprawić,
myśli w szeregach ustawić.
Jutro po drugiej stronie, za ścianą,
znów zbudzą się ludzie, opatrzą psu ranę.
W lesie sarna wiosną swe młode wyda,
opiekować się będzie, matkować,
bać się i patrzeć na ogień, co czerwienią
się wzbiera z jasnego płomienia.
Czas odlotu żurawi dostrzec, niczego nie pominąć.
Zmęczony jest, pozwolę mu usiąść,
stare skrzydła opatrzę.
Jutro brylantowe życie wybierze,
myśli nawlecze na dziurawe sieci pamięci,
te wciśnięte teraz tam między serce.
Odpocznie, sił nabierze, poleci wprost
w pachnące powietrze.
Między konarami przemknie, gałęzie strąci,
wykąpie światło miesiąca.
Jesień i zimę ominie, wiosną wróci,
będzie tylko szczęście.
I znowu może będzie się uśmiechać,
oby jak najczęściej.