Na dachu
Oparty o komin był mi ciężkim dzień
Noc taka młodzieńcza ciepła niczym sen
Niczym czyjeś życie sprawy cudzych bieg
Patrzę na świat inny obcy nie mój jest
Odtrącił me piętno wypluł z usty swej
Błąkam się w ciemnościach szukam duszy mej
Lżony przez głupotę panią ziemi tej
Smutek mi pozostał on mi wierny jest
Czas mnie obmył brudem tym co stało się
Teraz? Ja się błąkam a czekam na kres
Obcy opuszczony niepotrzebny śmieć
Zerkam ponad gwiazdy przez kopuły szew
Przenikają światła z kochających serc
Tam wytchnienie pełne radość tam jest cel
Daj abym miał siłę dożyć śmierci swej