Niebiańska uczta po życiu...
najpiękniejsze kobiety.
Nagie, a na ich ciele tętniąca arteria tatuaży
niczym metryka życia.
Jak na płótnie Mistrzów, czas zmieszał kolory i ukrył w sobie jeden detal, a tak znaczący wiele.
Biegły przed siebie dostojne i piękne jak klacze, jak Afrodyty. Biegły bezgłośne i zmęczone. Włosy jak ogony, wyczesane i ogniste opadały na piersi. One zaś takie same były, a jednak różniły się w zależności od ewidencji hodowlanej i z prawem do własności.
Droga pośród rozjuszonych samców, wąska i ciasna jak górska przełęcz, oddzielała tłum napaleńców. Wrzeszczące gęby wypluwały nieprzyzwoite słowa. Każdy chciał dotknąć, wziąć coś dla siebie. Odnaleźć tą, niepokorną i zniszczyć. Wraz z uciekającym czasem niknęła też dal. Celem było dobiec do wrót niebiesiech. Gdzie czekała zapłata - niebo, albo otchłań piekielna.
Nie wiedziały jak długo będzie trwał ten pęd. Każda miała inny cykl i inny rytm. Upadały w przepaść, a po konsumpcji przez koneserów odpadały z gry, jak reszki niestrawionego pokarmu, albo biegły dalej wsiąkając się w ten układ.
Trybuny wrzały od podniecenia, tłum pragnął ofiary. Jedynej dziewicy biegnącej pośród grzesznic.
Zza zakrętu wyłonił się drogowskaz „NIEBO”.
Złociste wrota otworzyły na oścież swoje podwoje. Stanął w nich św. Piotr i dokonał wybawienia. Wpuścił do raju kobiety, tylko jednej zamknął drzwi przed nosem.
Wywiesił tabliczkę „Przerwa obiadowa na czas nieokreślony”