Gdy patrzę przez okno
zawiesił za oknem i nakazał patrzeć
-powiedział -czekają na cud
może nadejdzie z wiosny pierwszym objawem
jak ta miłość co za wcześnie odeszła
tak bardzo nie dojrzała jeszcze nie soczysta
ale rozkwitła
piękniejąca z dnia na dzień
pamiętam
jak się rodziła w moich objęciach
jak śniła a ja przy niej
tuż obok...
teraz przecinają linię horyzontu na pół
jakby nożem były a nie wodą
otulił je biały pył zacieniając ranek przed nocą
i tężeją kropla po kropli
nie spiesząc się
po powoli
powoli
tak żebym mógł poczuć jak samotność boli
jak w zaciśniętej dłoni umiera
samotność i ciepło...
byle do wiosny starczyło oddechu
wtedy otworzę szeroko niewidzialne okno
zerwę sopel i podaruję słońcu
niech go ogrzeje
niech uwolni
tę jedną spośród miliona kropel
a wówczas odnajdę tę chwilę
i machnę skrzydłem
i zasieję na polach wszechświata
niech wypuści pąki
po raz ostatni
zanim zabierze nas wieczność