Robinson
mam własne cztery okna jak cztery strony świata
niebo i piekło w osobistym lustrze
zarysowaną podłogę nad nią żyrandol z kryształami
czasem przypomina księżyc
matowy od zimna
przy ścianie pełnoletnią sofę z dopasowanym mną
mówiącą wiele o przemijaniu
i pęknięciach na skórze
i ciągle ten sam kubek czarny od kawy
z posmakiem poranka dopijanego zbyt długą nocą
na tym kawałku zbieram lata
rozsypane pomiędzy upuszczone włosy
czasem zaglądam pod szafę gdzie w szczelinie
leży koralik czerwony jak usta
kusi żeby go podnieść dotknąć...tylko po co?
jeszcze się zgubi gdziekolwiek indziej
i co wtedy powiem kiedy po niego wrócisz
że zawiodłem ?
na tej planecie jestem Robinsonem
który codziennie wraca do miejsc niewidzialnych
zawsze spóźniony dotykam fal odchodzących w morze
w palcach zostaje szczypta soli
w spojrzeniu tęsknota
w oddali cień białych żagli