Wiersze rodzą się (nie zawsze) w ciszy
jak jabłkiem dorodnym z sadu,
to wyrzucić z siebie coś musi,
co tylko z pozoru nie ma ładu i składu.
Gdy się tak człowiek światem zachłyśnie.
Tak mocno i tak łapczywie.
To pewne jest, że zeń słowo wytryśnie,
co wiersz wzbudza uporczywie.
I gdy tak ciszą człowiek otulon.
Gdy się umysł sam w sobie ma moc pokajać,
wtedy umysłem słowa jak rurą
biegną, by się w wersy ustawiać.
I Na raz obrazy i dźwięki w umyśle
gnają na karku złamanie.
I już człek się zatraca tak ściśle,
że tylko weny słyszy wołanie.
Już sama się ręka do pióra ustawia.
Już ciało w konwulsje popada.
I już zdyszane słowo z umysłu wypada,
by się w locie dzieło układać.