Autodekompresja
nigdy nie mogłem pojąć dlaczego
od stada dzieliła mnie ciężka krata
stada ... coraz mniej człowieczego
Dojrzewałem na skalistej pustyni
tam rzucił me ziarenko wiatr
bez słowa przyjąłem co los uczynił
tak my mamy ludzie spod Tatr
Zamknąłem uczucia w puszce pandory
zabiłem ją ostrymi gwoździami
mając emocje tylko za złe zmory
uciekłem w siebie przed uczuciami
Gdy nadszedł ten nieunikniony czas
gdy nawet pustynie za ciasne
gdy ja to mało, potrzebujemy nas
szukamy kąty własne
wyrwałem się z tej ciasnoty
prosto w żarłoczne ręce
rozdarły mnie na pół tęsknoty
towarzyszące mi w tej udręce
każda na dno, w swoją stronę
ciągnąc ciało i duszę
nie zważając, że w pustce tonę
Dziś czuję, na policzkach mając
ciepłe łzy na kamiennej wciąż twarzy
że jestem człowiekiem, zamykając
wciąż w sobie, siebie, choć serce marzy