List do Walta Whitmana
mówiłeś do mnie,
a wszystkie słowa
były niczym białe kamienie
o twardej strukturze
rzeczy realnych,
które nigdy
nie rozpływały się we mgle,
jak metafory parostatków
na Missisipi.
Drzewa i trawy
w twoich wierszach,
tak jak i rżenie
znarowionych koni
były prawdziwe niczym śmierć
od ukąszenia grzechotnika
i malownicze,
jak wspomnienie farmerskiej chaty
pochylonej w ciepłą noc.
Niewiele już czytam;
więcej rozmyślam,
ale kładąc dłoń
na twardej oprawie twojego dzieła,
mam wrażenie, że dotykam
esencji życia,
które nigdy przecież
nie obywało się
bez materii.