Puchowy poranek
wygodniej mam tutaj niż na twoim łonie.
Mogę się do woli tarzać błogo w puchu*,
bez światła dnia w oku i hałasu w uchu.
Ze wszystkich stron ciała mam miękkie posłanie,
o rannym wstawaniu niezbyt dobre zdanie.
Nos tylko wystaje na powierzchnię świata,
cała reszta w pieleszach beztrosko mi lata.
Dzień się już zaczyna, lekko panikuję
jeszcze głębiej w faldy mej kołdry nurkuję.
Gdy się mocniej wtulę w jej ciepłe ostoje,
może w końcu lepiej do dnia się dostroję.
Póki co, zostanę jak niedźwiedź w swej jamie.
Nic mnie nie wyciagnie, chyba że śniadanie.
A że na śniadanie w łóżku liczyć trudno,
jeszcze sobie pośpię, nie będzie mi nudno.