HODOWLA NOCY
Zasady są niepodważalne: tytuł ten sam, publikacja tego samego dnia, a treść ma być tak absurdalna, że nie przeszłaby żadnej kontroli rzeczywistości.
noc wzięła mnie na ręce
jak coś, co jeszcze oddycha
i długo zastanawiała się
czy warto mnie usypiać
[zrobiła to, bo byłem jeszcze użyteczny]
w nieświadomości rosły zegary
karmione ciepłem pościeli
każdy tykał inaczej
jakby ćwiczył własną wersję przebudzenia
[przyszło, gdy śniłem inne życie]
zakochałem się w cieniu
bo znał moje imię
i nie pytał, skąd je ma
– po prostu je nosił
[prowadził mnie po cudzych wersjach siebie]
absurd stał w kącie
w fartuchu rzeźnika, liczył gwiazdy
które wypadły mi z ust
podczas defilady odpoczynku
[szedłem dalej, choć marsz był po mnie]
strach był czuły
dotykał tylko tam, gdzie już bolało
mówił: nie bój się mnie
ja też tu dorastam
[wiedziałem, że umrę, ale nie od razu]
czasem noc siadała obok
i uczyła mnie oddychać wolniej
żebym nie uciekł za wcześnie
z miejsca, które brałem za ulgę
[zostałem, bo ulga udawała dom]
rano znalazłem w kieszeni
jej włos albo pęknięcie –
trudno odróżnić
gdy ciemność wciąż jest w środku
[tłumaczyłem świat, aż pękł mi głos]
groza nie rodzi się w mroku
lecz w chwili
gdy zaczynasz się do niego przyzwyczajać
i nie chcesz zapalić światła
[kiedyś paliłem się sam – dziś tlę innych]
