No chodź!
Stromym zboczem zbiegam pędem na krawędzi wdechu,
Rwącą rzeką płynę w poprzek na jednym oddechu.
I z rozpędu skaczę w przepaść prosto w gęste chmury,
W dzikim szale porozrywam kraty, skruszę mury.
Będę się napawać leśną pieśnią czarnych kosów,
Nie będę unikać walki, a jedynie ciosów.
A gdy noc rozpostrze skrzydła szaro bure,
Z uśmiechem i z dumą spojrzę jeszcze w górę,
Stanę na krawędzi urzeczona zmrokiem.
No chodź! No to idę – ruszę szybkim krokiem.