Dym zawisł nad mgłą
dwie senne smugi pod lasem
ocierają się o siebie
tam ostatnie liście brzóz
jak złote czapy
na szczytach witek
układa się bezwietrznie
nić ciepłego dymu
rozlany kresą przenika wilgoć
wieczornej mgły która szerokim woalem
wstaje z kolan
zmącenie na wysokości białych pni
jakby chciał stłumić jej chłód
sam stygnie
nie ma kto rozetrzeć stóp i ogrzać dłoni
na brzuchu
dziś słońce się nie przedrze
chuchasz w koszyczek splecionych palców