sąsiedztwo od strony lasu
spróchniałe ule straciły kolory
wysokie słoneczniki dojrzewają przy stodole
ktoś nowy lubi wyskubywać ziarna
papierowy kokon wisi nad wrotami
z martwego drewna i śliny
osy zbudowały dom
szparami między poczerniałe dechy
wślizgują się ostre promienie dopalają kurz
w smugach ciętych płaszczyzn
jak wypchnięte palcem dziury po sękach
gdy przyłożysz oko
w sianie wymoszczone legowisko
słychać otulone ciepłem popiskiwania
suka karmi szczenięta
u starego Kawaciuka zagościło szczęście
w jego obejściu widać kobiecą rękę
młoda gospodyni
zebrała obite spady na szarlotkę
wieczorem nad ogniskiem
iskrzy śmiech