Kolejna godzina
W drugiej myślałem że może wybaczy.
Trzecia minęła a policzki już sine.
Z trudem przy czwartej łykałem swą ślinę.
Dziesiąta minęła, była już noc.
Zapłakany był wtedy cały mój koc.
Trzydziesta. Czterdziesta. Wiedziałem już szczerze.
Zrozumiałem skąd cała ta rozpacz się bierze.
Bo pierwszy raz w życiu prawdziwie kochałem.
Lecz resztę wieczności samotny być miałem.
Pierwsze sto godzin minęło jak nic.
A ja tylko z tobą wciąż chciałem być.
Po stu też i setki - po setkach tysiące.
Czas nie pomagał - serce wciąż cierpiące.
By myśli czymś zająć wszystkiego szukałem.
Lecz w swoich snach tylko ciebie widziałem.
Miałem nie czekać, próbować żyć tak jak żyłem.
Lecz ja już tym samym człowiekiem nie byłem.
Godzin osiemnaście tysięcy sto sześć.
Tyle czekałem na jedną choć wieść.
I jej doczekałem - wątpliwość wnet rozwiała.
"Tamta dziewczyna nigdy nie istniała".
Po dwakroć minęły: lato, wiosna, i zima.
I znów na zegarze mknie kolejna godzina.
Teraz nie czekam. Nie chcę życia marnować.
Lecz moje serce chce przysięgi dochować.
Przysięgi mej wiecznej miłosci po kres.
Te wszystkie sprzeczności - niekończący się stres.
Wszystko co się kończy, coś nowego zaczyna.
Lecz w myślach mych mija tylko kolejna godzina...