owdowiałe po tych co nie posadzili drzew
po szybie chodzi naćpana mucha
babka układa pasjansa
matka krząta się bezszelestnie
na werandzie wiecznie milcząca ciotka
zawieszona w hamaku drzemie
przyjechała odpocząć po pogrzebie męża
i odpoczywa już trzy lata
miejsca dosyć jest po zmarłych
dwa łóżka stały zimne dwa pokoje
dwie miski
do moczenia zmęczonych pięt
trzy wdowy w czasoprzestrzeni tworzą patriarchat bez mężczyzny
wykręcają spalone żarówki
kopią rowy melioracyjne
prowadzą księgi rachunkowe stolarni
w podworcu po dziadku
wiedzą jaki gwóźdź wbić do trumny
taki ergonomiczny los
moi rodzice nie zdążyli począć syna
uczę się więc heblowania
smakowania dębowego oddechu
i rzeźbienia w lipie
miękko wchodzi w nią dłuto przodków
uczę się być charakterną
przecież będę wybawieniem
dla tego miejsca
spoglądam na seniorkę
jej łono też nie wydało potomka dla służby
tylko jej żylaki dziedziczone w posagu
skurczone życiem grona wyglądają jak sułtańskie rodzynki
a żylaki matki i ciotki szklące jak szafiry
moje jeszcze nie wyszły
ciszę przerywa głos klaksonu
przyjechały po trumnę dwie kobiety
dwie siostry
a matka czuwa przy zmarłym
paciorki różańca przesuwa pomiędzy opuszkami
za gorąco żeby odchodzić w taką porę
przecież złoto na polu się kładzie
kto zwiezie je do spichlerza
ona nie wybiera czasu na żniwa nie czeka
kosi niedojrzałe kłosy
wciskam znowu pauzę
leniwa mucha kładzie na lepie skrzydła
rozmyślam
mamy siebie nawzajem mamy talię kart
wyheblowane deski na podroż
nie potrzebujemy zbytecznego towarzystwa
jak Persefony czy Eurydyki pod maskami
o zmierzchu słyszymy szeptania
dzięki którym dyskurs obnaża wnętrze
i staje się bezbronnym nośnikiem władzy
elementem podporządkowania świata
obnaża chaos w którym można poszukiwać
niesłyszalnych dotąd głosów nieobecnych uciszonych inaczej