Upięte wokół uryny
niezachwianego kalendarza.
Zegary zliczały refleksy
jajecznej kuli
jakby chciały nazbierać ich na zapas.
Butelka wódki
stanowiła gwarancję bytności
a cuchnący płot,
wyświetlał film o upadku mas
niczym kinowe prześcieradło.
W bibułkach zagaszonych petów,
ślady kwaśnej wilgoci
brały górę nad zielonymi sloganami.
I tylko szczurze zęby
penetrowały tę ławicę nerkowych wysączeń...
Każdy następny kozak,
prawie modlił się
na widok kąta do odsiewu
tryskającego żuru...
Kiełbasę chował na później.