Białe życie
Dawno późno, dopiero wraca,
I ze starszyzną do stołu siada
Przy hucznej, gościnnej wieczerzy,
Goście zewsząd się zjechali,
Srebrem zostali ugoszczeni
Przeto wielce zadowoleni,
Tak przywitani wszystko wychlali,
Zatracając się w nutach
I błahych rozmowach,
Na cichą dziewczynkę ni razu nikt nie spojrzał,
Jedynie młody z innej strony w jej oku smutek dojrzał,
"Co cię zadręcza?"
Okiem ku niemu rzuciła,
Dalej twarz jakby z kamienia:
"Jedna rzecz dla mnie nie pojęta,
Wszyscy tu tkwią w tej swawoli,
Tylko tamta postać daleko stoi."
Kończywszy mowę wskazała za okno,
I chłopak też już postać widział,
Budową wyglądała na niepozorną,
Kto to jest i on nie wiedział,
Przybrana była w białe szaty,
Tyle oni wiedzieli,
Gdy ku niej wybiegli z chaty,
Już jej nie widzieli.
Słysząc trzask drzwi,
Starsi w ich ślad ruszyli:
"Nie miła wam ciepła chata
I gościnna strawa?"
"Stało tu jakieś białe życie!
Mężczyzna, dama może nawet zjawa!"
"Bujna twa wyobraźnia - ja nic nie widzę"
"Stała tu! teraz poszła do lasa"
Włączyła się do kłótni dzieweczka
I tak do wszystkich rzekła:
"Ludzie zniewoleni w dziennych sprawach gmachu,
Tylko czekacie z góry nowego rozkazu,
Tak siedzicie ciągle z głową związaną,
Wierzycie tylko w to, co do ziemi uwiązano,
Wierzcie głęboko w serca swoje,
Lub biadę zapiszą wam mądre zwoje."