Kruszyna
Razu pewnego, kiedy sam Stwórca
otworzył oczy i spojrzał na dzieło,
niebo woalem się zasłoniło i - łzy
skrywając - chmurą się przykryło.
Otóż nie wszystko, co już według planu
najdoskonalsze było z doskonałych,
miało się jawić ważne i potrzebne.
(A już na pewno nikomu nie wadzić.)
I chociaż w domu zwanym także światem,
miejsca dla wszystkich było co niemiara,
nie każdy był dla siebie bratem.
(Ale to wiedza ponoć już prastara.)
W gości nikt nie chciał zaprosić biedaka.
Czasem szeptano: - Za wysokie progi.
(A to kruszyna była - tycia taka.)
Nawet mówiono: - Brak miejsca, mój drogi!
Borykało się zatem to samotne dzieło,
a ślady jego tułaczki wciąż błyszczą.
Drogi swe na kształt pajęczyn szyło.
(A te w pośpiechu wielkie stopy niszczą.)
Człowiek wciąż myślał, gdzie zasadzić drzewo.
Z czego dom zrobić dla pierwszego syna.
Co jeszcze kupić, by się łatwiej żyło.
(A gdzieś za oknem drżała ta kruszyna.)
Czasami siedząc cicho przy śmietniku,
gdzie ziemia była szwedzkim stołem,
(więc wśród pyszności - tych bez liku -)
mógł się pochylić nad człeka padołem.
On okruchami nie gardził ze stołu.
Nieraz też zjadał coś, co się zepsuło.
W trawie wyszukał tłustego robaka
lub żółtą śliwkę, (choć się kiepsko żuło.)
Wdzięczny, że żyje, chociaż nie zna celu,
nigdy nie żalił się, choć płakał,
kiedy przyjaciół stracił wielu.
(Gdzie bocian, człowiek - dola taka.)
Na myśl o jego bezdomności,
niebo tak mocno zaszlochało,
że kiedy wyszedł gdzieś spod krzaka,
koło go niemal rozjechało.
Wraz z drugim planem zajaśniało...
- Cóż mogę zrobić dla dzieciny?
Spojrzało dzieło w Stwórcy oczy:
- Chciałbym mieć domek. Z konchioliny!
Łzy obu cicho wypełniły oczy,
a że Bóg serce ma ogromne,
spełnił życzenie, (chociaż skromne.)
Noc już ślimaka nie zaskoczy!
Choć z jedną nogą - silny bardzo,
niósł dom swój piękny, (nader skrycie.)
Od dziś po deszczu chodź ostrożnie,
by móc darować mniejszym życie.
14.04.2024
***Krystyna Szmygiel***