*** (Siedziałem w cieniu...)
w cieniu starego cyprysa
patrząc na spokojne morze
i stromy, skalisty brzeg
pobliskiej wyspy.
Wino
w glinianym dzbanie
nie miało najlepszego smaku.
Było cierpkie,
jak to bywa z domowymi winami
tutejszych gospodarzy,
które nie leżakują
nawet roku.
Tuż obok książki,
(„Justyna” Lawrence’a Durrell,a)
maszerowała po stole
zielona gąsieniczka,
śmieszna w swojej pewności życia,
nie wiedząc, że jej los
właśnie decyduje się w mojej
głowie.
Zawstydziłem się
swojej gotowości unicestwienia
niewinnego stworzenia
i postanowiłem zrzucić całą winę
na łagodną nutę nihilizmu,
wyraźnie przecież obecną
w przerwanej przed chwilą
powieści.
Dzień upłynął mi
jednak szczęśliwie,
bo nie przypominam sobie,
by poza pokusą
uśmiercenia gąsieniczki,
w jakiejkolwiek innej postaci,
nawiedziło mnie
zło.
Przymknąłem oczy
by lepiej poczuć miękki dotyk
ciepłego wiatru,
który podpowiadał,
że pora już iść popływać,
bo niedługo pojawią się
spore fale.