„Amen Ognia”
życie, które tracisz, to nie kradzież,
to rozchodzenie się światła przez szczeliny dawnej skóry.
Płomień, co spala zewnętrzne formy
zostawia ciepło rdzenia jak ręka, która odpuszcza gałąź
by korzeń mógł głębiej pić.
Tracisz nawał dni, które były papierem z datami,
odchodzą rutyny, ciężar złotych łańcuchów zostaje cisza.
W zamian przychodzi echo bez granic:
imię bez głosu, obecność bez ciała,
niewidzialna mapa, co prowadzi przez gwiazdy zamiast ulic.
Nie płaczesz za utratą to żałoba zrozumienia,
lecz za brakiem znanych kształtów,
które uczyłeś się dotykać,
żeby nie zginąć w rozprężonym powietrzu.
Dusza zbiera te kształty jak popiół, przędzie z nich nowe światło,
feniks zdobi się innym czerwieniem, tym które zna horyzonty.
Wieczność nie odbiera ci bycia, ona rozszerza twoje granice,
każdy oddech, który był końcem, staje się bramą do innego tchu.
Nie bój się, kiedy znikniesz jak spalone drzewo, pamięć o ogniu trwa,
tym ogniem jesteś;
tym ogniem kołyszesz przyszłe światy do snu.
