KOLEJNA
pęka na łukach, wiruje w mgławicach wczoraj
szyny zdarzeń wyginają się od wspomnień
ale pociąg jedzie – bez przystanków na „może”
kolej to ruch – pragnienie bez dachu
cicho wyje do księżyca w górskich dolinach
nie pyta o cel, choć lokomotywa już płacze
a ślad węglowej duszy znika w szumie deszczu
na peronie stoi oczekiwanie – bez biletu
na horyzoncie migoczą światła nadziei
przez okno zagląda chłód, głodny spojrzeń
tory nie znają miejsca, gdzie mnie nie ma
na zegarach czas odkleja się od wskazówek
kolej biegnie na skróty – poza linie komfortu
na szynach każda rana wibruje jak echo
a wiatr w tunelu gra hymny samotności
kolejna podróż zaczyna się od zawahania
kolejna chwila to tylko preludium upadku
kolejna stacja nie daje obietnic
ale z każdym odjazdem rośnie nowa droga
kolejna – to życie rozpięte na horyzoncie
prążkowane od czerni do bieli, jak zebra
której każdy krok jest śladem przyszłości
a każdy pas koleją do wiecznego „dalej”