Z raportu
obserwujący świat bursztynowym wejrzeniem
był człowiekiem - zmiennokształtnym,
z twarzą okaleczoną wąskimi bliznami
i ze skórą albinosa.
Doskonale władający nożami
i cienką szablą tnącą cienie.
Strażnik, doradca królowej,
a może nawet jej kochanek...
Martwy, u stóp tronu
malował obraz, który jako szpieg,
a nie poeta,
ledwo umiem opisać.
Jego skóra, pokryta meszkiem
rozświetlonym słonecznym blaskiem
była jedynie o ton cieplejsza w barwie
od marmuru posadzki.
Jego włosy, runo ofiarnego baranka,
lekko ucałował wiatr.
Twarz o łagodnych rysach
ludzi narodzonych na południu,
była spokojna, senna,
widać było, że przywitał śmierć,
stoicko się z nią godząc.
Delikatne dłonie zawsze gotowe
zmienić się w ciężkie łapy,
spoczywały złożone na piersi,
obejmując drzewce włóczni,
która go przeszyła.
Cenne perłowe szaty przesiąkły krwią,
zalewającą również podłogę,
dodając do wrażenia paroksyzmu snu.
"Żyje" powiedziała królowa
(miała taki pewny ton),
jej twarzy nie było widać.
W ramionach trzymała białego kota,
który przypatrywał mi się nieufnie
złotawymi tęczówkami.