czaszka nieba ubierała w tła rozmaite dnie i noce...
Jozue wstrzymał Słońce w zenicie zgasił największą z gwiazd
zostali sami w tym stojącym zatrzymanym półzmroku
rudym zmroku w oczekiwaniu na szczęście
nieskończenie długo ciągnęły się lata doby godziny chwile
przez niedomknięte źrenice niebiesie wciąż patrzyło na człowieka
on widział Niebo jako dom Boga Wszechmogącego
on też widział przestrzeń kosmosu
gwiazdozbiory na granatowych jego polach
ubogo nazywał je kosmogonią ludową
widział Kosiarzy gwiazdy idące kolejno świetlnym Pasem Oriona
widział Sito zamiast Plejad widział
universum równowagę dla wszechświata i kosmosu
i tworzył nieskończoność myśli
tam siedem najjaśniejszych gwiazd Wielkiej Niedźwiedzicy
tutaj siedem kontynentów
siedem drogowskazów dla drogi do Wielkiej Chochli
siedem nadziei dla Pokoju
w tej wędrówce konie parskały i dzwoniły łańcuchami o dyszel
o ogon Niedźwiedzicy
niczym skrzypce rezonujące uderzały podkowami o Drogę Mleczną
o ziemię gdzie oś kół tylnych Wielkiego Wozu
o każdej porze ciemności była świetlistym
kierunkowskazem do Gwiazdy Polarnej
matki dla zmęczonych i zabłąkanych nocnych
wędrowców dla ptaków dla drogi do domu
dlatego skrzydlate umierają bliżej gwiazd…