jak się masz doktorku
cukier chrzęści jak mróz zimą
wtedy czuję słodkość karmy
która w dobroć pragnie wniknąć
mimo zimna co przenika
kiedy wiatr się w usta wkrada
cukier słodki jak bezwina
między zęby chętnie wpada
na języku szorstkość gładzi
śliną spływa w treść wątroby
więc niech pan mi nie odradza
kiedy cukier taki dobry
.
jesteś mi świecie jawy iluzją
teatrem starym i nową sztuką
której się ciągle uczę na próżno
sednem odbijam w niebieskim oku
tym co za szkiełkiem własnej fantazji
odziera z ciebie brud niepotrzebny
i tak beztrosko jak lśnienie gwiazdy
upada w dłonie z nutką rezerwy
do tych przemyśleń nad wyraz prostych
które się snują za mgłą istnienia
że jesteś świecie magicznym mostem
pomiędzy jawą a porą śnienia
.
dwoje rąk mamy i jedną głowę
w której się myśli rodzą jak koty
zamknięte w klatce ciszy bezsłowia
w niebieskim piórze ściskając strofy
którym nie dane dojrzeć do wiedzy
ponadczasowej herezji świętej
że aby życie normalnie przeżyć
trzeba się karmić prozą i pięknem
tym co się rodzi pod snów powieką
ciężką od nocy . lekką od światła
gwiazd co z księżycem wizję uroczą
jutrem nieznanym gdzie żyje prawda
o tym że choćby sny się spełniły
to nogom zawsze drogi się mylą
i poszukują tej jednej chwili
by żyć od nowa . karmić się chwilą
.