Leszy
Bezsłowny przyjacielu
Mam ja myśli bez liku
O moim istnieniu
Dawniej chandra mnie nękała
Jak wilczysko w cieniu
W szponach mój byt trzymała
Coraz dalsza sumieniu
Lecz nastąpiło zbawienie
Mojej osoby żałosnej
I chcę ci przekazać to wspomnienie
Oraz me uczucia radosne
Początek był tam gdzie i koniec
Więc w niedalekim borze
Gdy szłam po chrust jak goniec
Było jak nigdy zimno na dworze
Cóż można się dziwić
Po zimie w kwiecie wieku
Zwłaszcza takiej co może uniemożliwić
W chorobie uzdrowić po leku
Był wieczór więc nie mogłam się oddalać
Nawet o tym nie pomyślałam
Lecz chandra zaczęła mnie oplatać
Na próżno się o tym dowiedziałam
Coraz głębiej coraz dalej
Błądziłam w bezdroże
Brzozowych alej
Które były jak morze
Zniknął czas a z czasem trwoga
Wraz obawa o moje istnienie
Że w domu nie zawita ma noga
I nie pomoże mi nawet zbawienie
Chandra biła w sercu mym
Ckliwe nadzieje śmierci
"Nie jest ono zachowaniem dziwnym"
Tak mawiają eksperci
Poddałam się wtedy
Czekając na zakończenie
Miałam dosyć szczęścia biedy
Uśmiechu tylko wspomnienie
Padłam na śnieg
Wraz ze mną z serca ciężar
Skończyłam swój bieg
Pochłonął mnie bezmiar
Nie wiem czy zemdlałam
Lecz z wieczora ranek powstał
Nie pamiętam co zrobić chciałam
Gdy ujrzałam kto przede mną wstał
Był to król lasu
Niedźwiedziem zwanym
Co od czasu do czasu
Jest atakowanym
Przez różne dzieje tego świata
I nie tylko dlatego
Że grzebie ich ludzkości łopata
Mimo wyboru bogatego
Jednak lśniła u niego troska
Jak na nich niespotykana
Można pomyśleć działalność boska
Lecz rzecz się zadziała niespodziewana
Ten niedźwiedź stał się człowiekiem
Tak starym
Jakby nie przyszła z wiekiem
I włosem szarym
O ile dziwniejsze były jego rogi
Poroże jelenie
Zrozumiał że pełna trwogi
Ujrzałam Leszego wcielenie
Dziwny on miał ubiór
Jak na demona przystało
Wyglądał jak upiór
Któremu nic nie zostało
Pokłoniłam mu się nisko
Ile mi życia zostało
Nie stać mnie przecie na wszystko
Co by mi nadzieje oddało
On tylko uśmiech pokazał
Jakby kryjomy
I drogę mi wskazał
Las jemu znajomy
Tam ptak jakby na mnie czekał
Z ptasią niecierpliwością
Jakby każdy oprócz niego zwlekał
Z życia możliwością
Zwróciłam się ku Leszowi
On tylko skinął
Jak to mawiałam mistrzowi
"Ceregiele ominął"
Więc ruszyłam do ptaszyny
Żwawym krokiem
Z nie jednej maszyny
Żelaznym urokiem
Prawie dotarłam lecz spojrzeć chciałam
Jeszcze raz na Leszego oblicze
Jednak kiedy się odwróciłam
(Zdziwienia swego nie zliczę)
Ukazał mi się tylko napis
W śniegu wyryty
Jak sekretny zapis
Na drzewie ukryty
"Chandry się wyzbyłaś
Znowuż się urodziłaś
Żyj jak ci dano
Śpij jak ci posłano"