A imię jej brzmi... Bajarka
wielobarwny, orientalny strój,
wybijający się spośród
preferowanych przez nich,
szarości i czerni.
Nosiła zieleń i błękit,
czerwień i oranż,
fiolet i żółć.
- Saul Kettler nie wylewał za kołnierz -
tak powiedziała,
sama upita tanią whiskey
i upalona opium,
zupełnie jakby,
kogokolwiek interesował
jakiś Saul Kettler
i jego nałogi.
Bar był stosunkowo cichy,
otwarty tylko dla miejscowych,
pełen ciepła, dymu
i starych historii.
- Saul Kettler – powtórzyła.
Nie pił, żeby zapomnieć.
Tacy jak on
muszą zachować pełną kontrolę
i zdrowy rozsądek.
Nie pił więc dużo,
ale systematycznie.
Pracował na andromowisku,
gdzie złomował roboty.
Sami wiecie.
Dobre części sprzedawał,
uszkodzone przetapiał
i odsprzedawał hucie.
Mówiono, że jego praca
była nieskazitelna.
Nigdy nie uratował żadnego androida,
choć wiły się i błagały.
- Polejcie jeszcze -
krzyknął ktoś,
przerywając kobiecie.
Spojrzała na niego
oczami starszymi niż świat
i z takimże uśmiechem.
Na jej twarzy
nie było miejsca,
którego nie naznaczyłby czas.
- Saul Kettler miał jednak sekret.
W jego biurze,
na syntetycznej gałęzi,
siedziały trzy jaskrawe wilgi.
Nikogo nie zdziwiłby ten widok,
ptakoodbiorniki były wszędzie,
ale te konkretne wilgi,
nie śpiewały
radosnych piosenek
o miłości i wojnie.
Z trzech gardziołków wypływały
niczym rzeka pełna jadu,
pieśni kościelne i smutne,
a nawet smutne pieśni kościelne.
Ktoś zrobił to celowo,
może podżegacze,
ponieważ rząd nie chciał,
by słuchano czegoś innego,
niż radosne piosenki,
o miłości, pracy i wojnie.
Ptaki należało zniszczyć,
ale zamiast tego,
sączyły swą zakazaną melancholię
prosto do ucha Saula Kettlera,
a on zostawiał ją na dnach szklanek -
Kobieta poprawiła się sztywno na krześle,
jej lewa dłoń,
uwięziona w szacie,
wypchnęła ją lekko łokciem,
odznaczając się ostrą krzywizną.
- Wydawać by się jednak mogło,
że Saul Kettler prowadził nudne życie.
Codzienna rutyna,
przerywana była jedynie,
drobnymi usterkami i przybyciem klientów,
ale nie! -
Jej słuchacze stawali się liczniejsi,
może było to spowodowane,
sennymi wizjami plecionymi głosem,
a może psotnymi iskrami w jej oczach.
W każdym razie,
około dziesięciu osób przysiadło się do niej.
Jeden z mężczyzn
zaproponował jej swoją szklankę,
a ona przyjęła ją z wdzięcznością.
Zaciągnęła się zadymionym powietrzem.
-Saul Kettler był dobrym człowiekiem.
Wpłacał pieniądze na sieroty,
wdowy i weteranów.
Niektórzy zastanawiali się,
jak to możliwe, że andromiarza
było stać na taką rozrzutność -
umilkła nagle.
Przechyliła głowę, jakby nasłuchiwała.
Na jej wargach zatańczył
drapieżny uśmiech.
- Musicie wiedzieć, że był piękny.
Jego skóra była bielsza niż wszystko,
co kiedykolwiek widzieliście.
Ciało miał gładkie,
całkowicie bezwłose.
Ludzie wyglądali przy nim jak małpy.
Jednocześnie jego twarz i ramiona
pokrywały tysiące srebrnych linii blizn,
skrzących się w blasku księżyca.
Ludzie wyglądali przy nim
jak zbyt gładkie, porcelanowe lalki.
Był wysoki, smukły, jasnooki.
Podobał się ludziom -
rozkasłała się.
Jej drobnym ciałem wstrząsał mokry,
bolesny kaszel.
Wydawało się,
że już nie odzyska tchu.
Opanowała się jednak
i starła krew z kącika ust.
Musiała być w strasznym stanie,
choć nie było pewności,
czy to z powodu choroby,
czy też ktoś dopadł ją i zranił.
- Kiedy nadchodziła noc,
ubierał szatę białą jak śmierć,
jak jego skóra
i glardarną maskę,
taką jaką noszą kapłani Zgubionego Boga,
odbijającą metalicznie światło
fioletową jak tęsknota,
jak przeznaczenie.
Kiedy narzucał swój płaszcz -
znów przerwała, nasłuchując,
przypominała przerażoną ofiarę
lub przyczajonego myśliwego.
- Kiedy ubierał swą białą szatę,
stawał się Tropicielem.
Widzicie, świat był piękny,
pełen pracujących ludzi,
zakochanych,
wygranych wojen.
Ale nie można zadowolić każdego.
W mrokach nocy czaili się
podżegacze i mąciciele,
którzy chcieli zburzyć spokój.
To właśnie za nimi posyłano Tropicieli,
którzy niczym ogary śledzili swą ofiarę,
nigdy nie gubiąc tropu,
aż dopadali ją i pacyfikowali.
Saul Kettler był spośród nich najlepszy -
Na ganku rozbrzmiały kroki
w podkutych metalem butach.
Drzwi zostały otworzone,
a w mdłym świetle
tonących w dymie żarówek,
zamajaczył biały cień.
Wysoka postać,
w lśniącym czystością mundurze,
z nieznanymi oznaczeniami na piersi
i powiewającym płaszczem na plecach,
weszła pewnie,
jakby bywała tam codziennie.
Jej twarz zasłaniała
lawendowa teatralna maska,
z ustami wygiętymi w smutną podkówkę.
Metaliczne brzęknięcia podeszew
towarzyszyły każdemu krokowi.
- Panie Kettler,
czy wypije pan za moje zdrowie? -
zapytała kobieta.
Uśmiechnęła się zalotnie
(choć niektórzy twierdzili później,
że był to nienawistny grymas,
a inni, że wyraz drapieżności)
i wyciągnęła do niego dłoń,
trzymającą szklankę.
Jej twarz nie drgnęła, nawet
gdy sięgał po nią,
wznosił w cichym toaście,
a w końcu rzucał na podłogę,
by roztrzaskała się z brzękiem
i rozlała swą nietkniętą zawartość.
Uciszył protesty właściciela
gwałtownym gestem dłoni w rękawiczce.
- Szerzysz kłamstwa, Kamalio Sztorm.
- Czyżby? - w jej oczach zabłysło coś dziwnego.
- Siedzisz w barach, takich jak ten i opowiadasz bajki.
- Bajki? Czyż tak teraz nazywa się prawdę?
A może prawdą nazywasz
wasze ciepłe, śliskie kłamstwa? -
mówiła głosem ociekającym jadem.
- Przestałam się ukrywać, panie Kettler -
sięgnęła za pazuchę
swojego barwnego dziwnego stroju.
Mężczyzna dobył broni.
Ludzie zamarli, widząc groźny błysk metalu.
- Powoli – nakazał.
Wyjęła coś i rzuciła mu pod nogi.
Na początku ludzie nie zwrócili na to uwagi,
patrząc jedynie na uwolnioną z szat
poznaczoną setkami blizn
niekompletna lewą dłoń.
Brakowało dwóch ostatnich palców,
a skóra kikuta była zaczerwieniona i opuchnięta.
Dopiero później spojrzeli w dół.
Maska.
Taka jak ta zakrywająca twarz przybysza,
kobaltowa i w połowie strzaskana.
Jej brzegi pokrywała krew.
W otworach na oczy
maski Kettlera zalśniło złowrogie światło.
Wydawało się, że coś wypełnia pomieszczenie
czymś bardziej duszącym niż dym -
Bezsłowną, niewymowną furią,
żądną krwi i destrukcji.
- Bajarka i morderczyni -
warknął nisko, nieludzko,
głosem pełnym nienawiści.
- Byliśmy niewinni – wstała.
Koraliki i dzwoneczki jej stroju
rozbrzęczały się żałośnie.
- Nawet ty…
- W imieniu Wszechporzadku,
nakazuję ci poddać się bez walki
i pójść ze mną do siedziby
Policji miasta Carranav,
by przesłuchano cię w związku
z morderstwem Lidii Granef
i szerzeniem haseł podżegaczy.
Przekrzywiła głowę.
Po policzku spłynęła jej pojedyncza łza.
- Nie mam już siły z wami walczyć – westchnęła
- jestem zbyt stara i słaba.
Pochyliła się, jakby miała
zdradzić jakiś sekret.
Wszyscy nachylili się do niej.
Tylko Saul Kettler, o ile to był on,
podszedł i złapał ja mocno za nadgarstek.
Podniosła się i uśmiechnęła zimno.
Uniosła szklankę,
przyjrzała się jej pod światło
i wychyliła w toaście.
- Do zobaczenia w piekle – wyszeptała,
po czym zdarła maskę
białemu jak śmierć,
pokrytemu bliznami
i otwierającemu w przerażeniu
jasnoniebieskie oczy mężczyźnie,
by przycisnąć usta do jego warg.
Osunęła się na podłogę,
ściskając konwulsyjnie
fioletowy kawałek glandarnu.
Z jego nosa popłynęła krew,
brudząc nieskazitelną skórę.
Dotknął jej palcami
i spojrzał na nie przerażony.
Upadł w szeleście szat.
Wszelkie podobieństwo do zdarzeń, miejsc i osób jest przypadkowe, wszystko wymyśliła moja rogata głowa. Nie musicie obawiać się Tropicieli. Na razie.
PS Tak, wiem, że to opowiadanie jest wielgachne, ale chyba mam gdzieś w papierach coś jeszcze dłuższego, choć nie zamierzam tego wypuszczać na światło dzienne.
PPS Szukałam błędów sama, później z aplikacją, ale jeśli jakiś znajdziesz to proszę napisz mi o nim ;)
Ocena wiersza
Oceny tego wiersza są jeszcze niewidoczne, będą dostępne dopiero po otrzymaniu 5-ciu ocen.
Zaloguj się, aby móc dodać ocenę wiersza.
Komentarze
Kolor wiersza: zielony
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
P.S. Muzyka była mi idealną towarzyszką ;)
Przekora? Powiedziałabym, że raczej szeroki obraz rzeczywistości.
Tym razem nie wygrała ani kobieta, ani mężczyzna; ani rebelia, ani Wszechporządek, więc musi dojść do dogrywki.
PS Muzykę upolowałam przypadkiem i od razu wiedziałam, że będzie tu pasować :)
Z uwag - można by opisać dokładniej maskę... Czu jest sztywna? Czy ma otwór? Jak tropiciel przez nią pije? Jeśli wprowadzasz jakieś słowa (i glardarną maskę) warto by jakoś opisać co ono ma znaczyć...
Bo nigdzie nie potrafię odszukać znaczenia tego słowa, więc zakładam że to efekt Twojej weny. Mylę się?
Poza tym świetny tekst i jak pisałem wcześniej - świetny prolog do książki.
Pozdrawiam.
Co do maski, faktycznie wymyśliłam to słowo i powinnam bardziej ją opisać. Postaram się to poprawić w najbliższym czasie :)
Autor poleca
Inne wiersze z tej samej kategorii
Inne wiersze tego autora
Nasza strona korzysta z plików cookies. Używamy ich w celu poprawy jakości świadczonych przez nas usług. Jeżeli nie wyrażasz na to zgody, możesz zmienić ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji na temat wykorzystywanych przez nas informacji zapisywanych w plikach cookies znajdziesz w polityce plików cookies. Czytaj więcej.
Szanowni Użytkownicy
Od 25 maja 2018 roku w Unii Europejskiej obowiązuje nowa regulacja dotycząca ochrony danych osobowych – RODO, czyli Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych).
W praktyce Internauci otrzymują większą kontrolę nad swoimi danymi osobowymi.
O tym kto jest Administratorem Państwa danych osobowych, jak je przetwarzamy oraz chronimy można przeczytać klikając link umieszczony w dolnej części komunikatu lub po zamknięciu okienka link "Polityka Prywatności" widoczny zawsze na dole strony.
Dokument Polityka Prywatności stanowi integralny załącznik do Regulaminu.
Czytaj treść polityki prywatności