Sto słówek… Upsss (02)
Patrzył zachłannie na kibić dziewczyny.
Krążyła pomiędzy stolikami, szeleszcząc sukienką.
Schylił się, aby je podnieść i posmakować na języku.
Pamiętał, jakie było soczyste. Przyklęknął i pomyślał:
Jak rozpoznam? Gdybym znał barwę lub brzmienie?
Wydawało się, jakby zahaczyło o krawędź chodnika.
Dziwne.
Sądził, że było potoczyste jak grochy na rozhuśtanej kiecce kelnerki.
Znaczy, że głoski były przejrzyste, najeżone wypustkami.
Czołgając się, drżał ze strachu, aby ktoś nie nadepnął,
albo nie stało się łupem gołębi.
Wtedy zobaczył wronę.
Dziobnęła z impetem, coś co mogło być słowem.
Zakrakała donośnie.
Kra!
Zgubiła dwie głoski… zakrzyknął zawstydzony.