Czarna materia spojrzenia
Kruczoczarne, jak noc bez księżyca w genomie.
Każde pasmo — jak helisa, co w ciszy się kręci,
Zapisując w strukturze tajemnice pamięci.
Spojrzenie? Nie oczy — to mikroskopy duszy,
Przeszywają jak promień, co komórki poruszy.
I mężczyzna, choć zbudowany z mięśni i dumy,
Rozpada się w środku jak białko w próżni.
Jej obecność — feromony bez zapachu,
A jednak w mózgu — burza w podwzgórza gmachu.
Układ limbiczny w ekstazie się spala,
Jakby dopamina w synapsach szalała.
Nie mówi wiele — cisza to jej język,
Jak kod genetyczny, co nie zna błędów i lęków.
Inteligencja? Nie w słowach, lecz w spojrzeniu,
Jakby znała strukturę każdego pragnienia w ciele mężczyzny.
Jej krok — jak mitozy rytm, powielany w snach,
A każdy gest — jak enzym, co rozcina czas.
Nie jest piękna — jest zjawiskiem w układzie nerwowym,
Zjawiskiem, co nie mieści się w definicji słownej.