X

Logowanie



Zapomiałaś/eś hasła? Przejdź do procedury resetującej.

Tylko jeden kieliszek czystej, nic więcej

Wiersz Miesiąca 0
proza wierszowana
2021-08-28 21:28
Wodwo - leśny człowiek/dziad żyjący w mitologii amerykańskiej. Czasem przypomina pół człowieka, pół zwierzę, częściej jest owłosionym małpoludem.
Rzadko patrzę na swoje ciało.
Mężczyzna w moim wieku
uczy się odwracać wzrok
od pomarszczonej wybladłej skóry,
której kiedyś złote, twarde kształty
kusiły kobiety i innych mężczyzn.
A może byłem czarny i hetero,
naprawdę nie pamiętam...
Nie pamiętam nic poza tą nocą,
gdy Becky przewróciła mnie na łóżko
usiadła na moich biodrach i...
Od ćwierćwiecza żyję w Cevond.
Właściwie powinienem powiedzieć „na”
odkąd to zapomniane
przez wszystkie bóstwa miejsce
jest wyspą,
którą ziemia wypluła z obrzydzeniem
jako wulkan.
Na szczęście zdążył zdechnąć
tysiąc lat przed chwilą,
w której na nim zamieszkałem.
Moją pracę charakteryzują dwie rzeczy:
nikt nie mówi o niej otwarcie,
oraz nikt nie próbuje udawać,
że o niej nie wie.
I choć nie pracuję dla mafii,
to jestem tego tak bliski,
że niemal ocieram się o nią palcami,
gdy czasami musimy uścisnąć sobie ręce.
Moi pracodawcy płacą lepiej
niż można spodziewać się
po rządowej organizacji.
Na początku zmiany
otrzymuję od nich listę poleceń,
a pod koniec,
zazwyczaj wczesnym rankiem,
pięćdziesiąt dolarów
i klepnięcie w ramię,
bo przeżyłem kolejny dzień.
Zwykle stoję całą wartę w porcie.
Jeśli Coś ma się stać,
to z całą pewnością właśnie tam.
Woda wzmacnia anomalie magiczne,
tak mocno jak wulkaniczne skały ją tłumią.
Naturalnie dwa,
trzy razy ruszam na obchód.
Obejście Cevond zajmuje dwie godziny,
to naprawdę tylko martwy wulkan
zamieszkany przez dwudziestkę ludzi,
mewy, kilka kur i owiec
oraz jednego wodwo,
który, jak ja, strzeże wyspy przed Innymi.
Inni nadchodzą z morza.
Nie wiem, czy są wytworem natury,
czy wypełzli z plam ropy i zanieczyszczeń,
ale mają wystarczająco ostre zęby
i nieugaszony apetyt,
by państwo płaciło takim jak ja,
żeby trzymali Ich
z dala od ludzkich osad.
Strzelamy bez rozkazu,
a czarna krew barwi piasek
lub kamień.
Żółtodzioby czasami zbierają trofea,
łuski, rogi, palce...
Ja nie mam takich potrzeb.
Co mi po łuskach, rogach, palcach,
jeśli wszystko to muszę
opłacić bólem,
własnymi zębami i zdrowiem,
które tracę w trakcie walki.
Szpony Innych zostawiały blizny
na mojej wymytej z kolorów skórze,
kiedyś jędrnej i złotej (czarnej),
dekorując ją w swój własny
absolutnie szpetny sposób.
(Becky w momencie uniesienia
ugryzła moje ramię tak mocno,
że został wieczny ślad).
Za to ich łuski mogły przebić kule
i dobrze zaostrzony miecz,
który wprawdzie trzymałem
od momentu,
w którym go otrzymałem jako Nowicjusz,
ale jedynie kurzył się,
ustępując technologii.

Podczas jednego z patroli,
gdy wodwo i wiatr wyli na zmianę,
podszedł do mnie mężczyzna w dziwnym,
za dużym i zbyt Europejskim garniturze.
Był postawny,
niemal tak wysoki jak ja,
ale szerszy w barkach i talii.
Uśmiechał się,
a światło latarni zabarwiło ten uśmiech
żółcią i czernią.
Zrównał ze mną krok,
jakbyśmy umówili się na spacer,
a nie jakbym go widział
pierwszy raz w życiu.
- Sama’el Kovardo? -
choć podniósł ton w imitacji pytania,
wiedziałem, że jest pewien mojej tożsamości.
- Tak, z kim mam przyjemność? -
- Pomyślmy, dziś jest piątek,
nieprawdaż?
Friday
jak Friga albo jak Free...
powiedzmy więc,
że będę dziś Feliksem Freemanem -
spojrzałem na niego spod oka.
Uśmiechał się nadal,
ale tym razem z zamkniętymi ustami,
unosząc jedynie jeden z kącików.
Przejeżdżający samochód oświetlił nas reflektorami,
zanim zatrąbił i ruszył dalej.
W świetle długich,
oczy pana Freemana,
czy jakkolwiek się nazywał,
okazały się różnobarwne.
Wydawało mi się, że jedno jest sztuczne,
ale nie mogłem określić które.
- A na co dzień,
jakie imię pan nosi? -
Nie odpowiedział,
zamiast tego zmienił temat.
- Ludzkie imiona to zabawna sprawa.
Nadajecie im znaczenie.
Sama’el oznacza jad boga,
wiedziałeś o tym? -
Przytaknąłem.
- A pan jest szczęściarzem -
jego oczy zabłysły,
tym razem nie posiłkowane
żadnym światłem.
- Tak, można tak powiedzieć.
W końcu udało mi się z tobą porozmawiać -
Prychnąłem,
przystając przy punkcie widokowym.
Omiotłem wzrokiem podnóże klifu.
Woda w dole lśniła na grzbietach fal
osrebrzonych księżycem,
kryjąc resztę w czerni.
Wydawała się spokojna,
choć tak naprawdę mogła zmiażdżyć statek,
uderzając nim o skały
w powtarzalnym, znudzonym ruchu
kota dobijającego zdobycz
po godzinach zabawy.
- Ostatni z Innobójców,
to prawdziwy zaszczyt -
Ostatni?
Czyżby naprawdę wszyscy porzucili służbę?
Jakby słysząc moje myśli,
mężczyzna zaśmiał się
i klepnął mnie w ramię.
- Powiedz szczerze,
kiedy ostatni raz zbiłeś Innego? -
Zamyśliłem się.
- Miesiąc temu?
- Dwa -
Poprawił mnie, naprawdę to zrobił.
Może miał zresztą rację.
- To bez różnicy.
Ich atak może nadejść w każdej chwili -
Zabrzmiałem mało wiarygodnie,
jakbym sam w to nie wierzył.
Freeman zaklekotał językiem
w pogardliwy sposób.
- Nie zaatakowali nigdzie
od dwóch miesięcy,
dlaczego mieliby to zrobić dziś
albo jutro, czy za tydzień? -
Wzruszyłem ramionami,
nie wiedząc jak odpowiedzieć.
Coś we mnie uderzyło
na szczęście jedynie metaforycznie.
- Jest pan śmiercią? -
zaśmiał się nisko.
- Czasami, ale nie dziś.
Zresztą mógłbym zapytać o to samo.
Wiesz, co mówi się o starcu,
na stanowisku, gdzie ludzie giną młodo -
wzdrygnąłem się,
choć mogło to być spowodowane zarówno jego słowami
jak i kąsającym chłodem.
- Panie Freeman -
używanie oficjalnych tytułów
sprawdzało się z podstarzałymi Europejczykami,
zmiękczając ich
i zmuszając,
by skupili się na tym, co mówię.
Zazwyczaj.
- Oh, mój drogi,
wydajesz się wstrząśnięty.
Czyżbym miał rację? -
zignorowałem pytanie,
nieświadomie naśladując jego zachowanie.
- Panie Freeman,
czego tak właściwie chce pan ode mnie? -
Obrócił do mnie głowę.
Przez chwilę wydawało mi się,
że jego lewy oczodół jest pusty,
stanowiąc nieskończoną czarną studnię.
Wrażenie minęło.
- Chcę zaproponować ci pracę,
naturalnie.
Potrzebuję ludzi takich jak ty,
sumiennych,
lojalnych... -
Przerwałem mu.
- Mam pracę.
Nie potrzebuję innej -
Uniósł oczy do nieba,
jakby chciał pożalić się,
że każda jego rozmowa tak się kończy.
- Jesteś pewien? -
Wzruszyłem ramionami.
- Jeśli projekt z Innymi się skończy,
mam jeszcze mnóstwo innych rzeczy,
które mogę robić.
Na tej wyspie nigdy nie ma
zbyt wielu rąk do pracy.
Mogę też popłynąć na kontynent.
Albo żyć z oszczędności.
Dziękuję za propozycję,
ale muszę odmówić -
Potarł palcem coś wyjętego z kieszeni.
Przez ciemność nie mogłem zobaczyć,
co to było,
ale wkrótce i tak się dowiedziałem.
Zaproponował:
- Zagrajmy o to.
Jeśli wygram,
rzucisz tą wyspę w diabły.
Twoje talenty zasługują na lepsze wykorzystanie.
Nie mam przy sobie kart,
ale możemy rzucić monetą -
Zgodziłem się,
a on podał mi srebrny krążek,
po czym on wybrał reszkę.
Podrzuciłem ćwierćdolarówkę,
złapałem ją i uderzyłem nią w grzbiet dłoni.
- Jak pan myśli, kto wygrał?
- Uważam się za szczęściarza,
nieprawdaż? -
Wydawał się drżeć z niecierpliwości,
jednocześnie próbując ją ukryć.
Odsłoniłem monetę.
Orzeł.
Tym razem wilczy uśmiech pojawił się
na wargach moich,
nie pana Freemana.
- Wie pan, lubię myśleć,
że lokalne zapomniane bóstwa
darzą mnie pewną sympatią.
Może myślą sobie,
że kiedy tak łażę sobie wokół wyspy,
to oddaję im w jakiś sposób cześć.
Może bawi ich moja służba,
noc w noc wypełniona ich szeptami -
Freeman nie odpowiedział.
Szczękę miał zaciśniętą,
wpatrywał się w dal.
Nie pożegnał się,
gdy odchodził w ciemność,
ale nie spodziewałem się pożegnania.
Ruszyłem dalej trasą,
salutując latarni morskiej i jej oku cyklopa.
Wodwo wrzeszczał triumfalnie,
zapewne znajdując
opuszczone ptasie gniazdo
lub króliczą norę.
Na wschodzie zaczął zbierać się karmazyn,
zwiastujący zbliżający się poranek.
Splunąłem, żeby pozbyć się smaku popiołu.
Freeman, czy jakiekolwiek imię nosił,
napełnił mnie
dogłębnym złym przeczuciem.
Nie wyglądał na kogoś, kto rezygnuje,
gdy tylko moneta odwróci się w złą stronę.
A może właśnie to,
że niespodziewanie
postanowił respektować wynik,
czegoś tak nieistotnego,
sprawiło, że cierpła mi skóra.
Alarm w moim telefonie zawył
jak ranne zwierzę.
Niemal podskoczyłem,
a moje serce nieprzyjemnie zakłuło,
zanim ruszyło galopem.
Złapałem się za pierś,
jakbym chciał je zatrzymać.
Ktoś stanął obok mnie.
Młody mężczyzna miał bardzo bladą skórę
i niemal białe włosy.
Odcinały się mocno od czarnej kurtki,
pod którą ubrał golf w tym samym kolorze.
Jego palce pianisty obejmowały papierosa,
którym zaciągnął się z zamkniętymi oczami.
- Umiera pan?
Zakaszlałem żałośnie,
po czym oparłem się o barierkę
obok młodego.
- Nie, jeszcze trochę pożyję -
wyciągnął do mnie paczkę fajek
- Spoko, chce pan jednego? -
- Nie, jeszcze trochę pożyję -
powtórzyłem,
a on wyszczerzył zęby w uśmiechu.
O ile Freeman uśmiechał się jak wilk,
niebezpiecznie i z groźbą w tle,
ten mężczyzna przypominał kota,
jeszcze niepewnego,
czy triumfować,
czy może powinien poczekać.
Miał żółte oczy.
Jego tęczówki lśniły złotem,
gdy zbliżał się do mnie.
- A tak chciałem panu zaimponować...
a teraz wszystko poszło... -
zaciągnął się jeszcze raz,
pstryknął papierosa w dół klifu,
po czym wypuścił dym nosem.
- Nie jestem panienką
o ślicznych... oczach,
żeby mi imponować -
wycedziłem, poprawiając kołnierz.
Chłopak uśmiechnął się,
a miękkie koralowe wargi
i długie czarne rzęsy
złapały światło zachodzącego słońca.
- Ja mogę być ≪panienką≫
jeśli tego pan chce -
położył dłoń na mojej piersi.
Mruknąłem.
Tej nocy związałem mu nadgarstki
i całowałem piegi na łopatkach.
Czułem, jak życie wraca mi do żył,
zupełnie jakbym wydzierał je
z powrotem wyspie,
a może czerpał je z żywotności chłopaka.
Później leżeliśmy w skotłowanej pościeli,
pokryci potem i księżycowym blaskiem,
pijani bliskością.
- To zawsze mnie fascynowało -
powiedział, z usatysfakcjonowanym uśmiechem
i galaktykami malinek na ramionach.
Między palcami trzymał niezapalonego papierosa.
- Kiedy mówi się
„wgryźć się w ciało”
to chodzi o pieprzenie,
a jeśli „w mięso”
to chodzi o dzikie pieprzenie lub morderstwo.
- Bredzisz - mruknąłem.
Zaśmiał się, ale nie spojrzał na mnie,
wpatrzony w coś odległego,
nienamacalnego jak jego myśli.
Po chwili zastanowienia,
muszę przyznać,
że Becky niemal na pewno był mężczyzną.
autor

Ocena wiersza

Wiersz nie został jeszcze oceniony.

Oceny tego wiersza są jeszcze niewidoczne, będą dostępne dopiero po otrzymaniu 5-ciu ocen.

Zaloguj się, aby móc dodać ocenę wiersza.





Komentarze

Kolor wiersza: zielony


Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.


Salymon
Salymon
2021-08-30
Ach moja wspaniała Meyling. Brakowało mi tych dreszczy które zawsze mi towarzyszyły gdy czytałem Twoje opowieści... Zasłuchany niczym młodzik przy ognisku wysłuchałem kolejnej cudownej historii.

BardzoBardzo
BardzoBardzo
2021-08-28
Jak zwykle rozjechajałaś mnie jak walec żabkę :) szybko sprawnie i na płasko :) Ten mrok raz dwa postawił mnie do pionu dziękuję ci i niech noc kroczy z tobą ;)

Z technicznej strony mam kilka zastrzeżeń :) pamietaj to knstruktywna krytyka wiec po zaznajomieniu się z nią nie musisz nie wiadomo jak się do niej ustosunkowywać jeśli nie chcesz wystarczy że powiesz :)
"...Moją pracę charakteryzują dwie rzeczy:
nikt nie mówi o niej otwarcie,
oraz nikt nie próbuje udawać, że o niej nie wie. ..."
złamał bym linię zaraz po przecinku tak by zwrot "że o niej wie" znalazł sięw nowej linijce jest to spowodowane po pierwsze tym jak ten cudowny portal formatuje tekst po drugie to stopniuje napięcie :) do tego zauwazyłem że kilka innych linijek dobrze by było przeformatować właśnie z powodu tego ze portal wyswietla to tak a nie inaczej.
Po drugie:
Wodwo - proponwał bym w przypisie dolnym doadć że chodzi o takiego stwora pół człowieka pół - cośtam bo osobiscie zastaniawiałem się czy nie chodzi ci o szamana voodoo. Oczywiscie moją niewiedzę skonsultowałem z wujkiem goglem.

Na chwilę obecną nie zauwazyłem innych zgrzytów.

Pozdrawiam :)


BardzoBardzo
2021-08-28
z mych rad jestem rad :) z twojego poemau bardziej ;)

Meyling Nall
2021-08-28
Dziękuję za tą "krytykę", a właściwie rady. Bez nich rozrosłabym się jak trujący bluszcz ;)
Siądę teraz szybciutko i spróbuję poformatować troszkę tekst pod rygor portalu. (I nie zapomnę o przypisie)


Pokaż mniej


X

Napisz powód zgłoszenia komentarza do moderacji

X

Napisz powód zgłoszenia wiersza do moderacji

 

x
Polityka plików cookies

Nasza strona korzysta z plików cookies. Używamy ich w celu poprawy jakości świadczonych przez nas usług. Jeżeli nie wyrażasz na to zgody, możesz zmienić ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji na temat wykorzystywanych przez nas informacji zapisywanych w plikach cookies znajdziesz w polityce plików cookies. Czytaj więcej.

Klauzula Informacyjna

Szanowni Użytkownicy

Od 25 maja 2018 roku w Unii Europejskiej obowiązuje nowa regulacja dotycząca ochrony danych osobowych – RODO, czyli Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych).

W praktyce Internauci otrzymują większą kontrolę nad swoimi danymi osobowymi.

O tym kto jest Administratorem Państwa danych osobowych, jak je przetwarzamy oraz chronimy można przeczytać klikając link umieszczony w dolnej części komunikatu lub po zamknięciu okienka link "Polityka Prywatności" widoczny zawsze na dole strony.

Dokument Polityka Prywatności stanowi integralny załącznik do Regulaminu.

Czytaj treść polityki prywatności