Kamyk
Kłaniam się tylko swojemu cieniowi.
Uznaję niższość wobec świata.
Górzysty krajobraz przypomina mi o tym.
To było ponad 10 wieków temu.
Natrafiłem na kamyk, który był mądry.
Przestrogą było w tamtych czasach żyć tylko dla siebie.
Wspinałem się wówczas w najczerniejszą otchłań - do nieba.
Niewielka zdobycz uwierała mnie w kiermanie.
A gdy już ujrzałem ciemność.
Ogarnął mnie wszechpotężny zachwyt.
Poczułem się zawiedziony.
Z kamienną twarzą spoglądałem przed siebie na wszystkie strony.
Wracając myślałem o czasie.
Tak wiele poświęcając sił zmarnowałem po nic.
Międzyplanetarny odłamek ukazał moje rozczarowanie.
Nie posłuchałem.
Gdy powróciłem już do obecnych czasów.
Próbując zawrzeć rozejm ze swoimi tradycjami.
Natrafiłem na myśl, która wtedy mną kierowała.
Młody byłem; dumny i ciekawy.
Dzisiaj jestem stary już.
Gdybym nie przeżył tych 1000 lat byłbym głupi jak wierzący w gusła starcy.
Prorocy dzisiejszych wnucząt.
Górnolotne wierzenia poczerniały.
A oni nadal w to wierzą.
Gdy przyjdzie mi zasnąć na zawsze i już nigdy się nie obudzić.
Chciałbym, by przykryli mnie kamykiem.
Małym i mądrym.
Bo te inne nic nie znaczą.
Wtedy wszyscy wielcy - wdzięczni swym prorokom.
Będą mnie omijać.
A ja?
Ja kiedyś będąc taki mały omijałem wszystkich wielkich.
Zupełnie jak ten kamyk, którego żadna z istot nie zaciekawiła.
Stojąc przed zwierciadłem dostrzegłem mały; mądry kamyk.
Może to przez niebo?
A może przez marzenia, które udało mi się nareszcie spełnić.
Wichura dmie za oknem - czyż można wywołać lepszy czas dla myśli?
Nie widać; nie słuchać, a jest.
Ścierające się warstwy powietrza; rujnujące świat.
Mój świat.
Twój świat.
Zupełnie jak myśl, którą czytasz.
Za tysiąc lat chciałbym wymarzyć sobie schron; przeciwatomowy; potężny; niewidoczny.
Osłonięty lichym kamykiem.
Być może przed twoim spojrzeniem?!