Na wysokim szczeblu
Ja nie wiem, czy zimą to było, czy latem:
Się spotkał minister z księdzem infułatem.
Minister wnet zaczął o nowych pleść pałach,
Co dzięki dopłatom policja dostała:
Jak biją boleśnie, a jak leżą w ręce...
Poświęci dobrodziej? Ksiądz na to: Poświęcę,
Lecz zwierzyć się muszę z najskrytszych swych marzeń:
Ufundować pragnę w katedrze witraże.
Z dotacją, czy grantem byłoby mi łatwiej.
Załatwisz ministrze? Minister: Załatwię,
Z funduszu prewencji grant będzie – powiedział
I poszli do knajpy na wódkę i śledzia.
A gdy z knajpy wyszli po kolejkach paru
Zaczęli narzekać na czasy i naród,
Co rzuca na tacę wyłącznie monety
I marsze w stolicy wyprawia niestety,
Co tylko roszczenia wysuwa wciąż nowe
I władzy nie ceni świeckiej, ni duchowej...
A potem pod płotem stanęli na dłużej,
By śledzie zjedzone znów zwrócić naturze.
I poszli gdzieś w dale dalekie i mgliste
Pijany infułat z nietrzeźwym ministrem.
.