gorycz
jak byle kto i byle co do byle kogo
martwe światło leżało na białej pościeli
kiedy czarny pociąg woził do piekła
śpiące i umarłe twarze
unosząc za sobą dym, który kołysał
drewniane płaszcze
wystrugane przez
jedynego Boga
zapięte na ostatni
gwóźdź
od przebudzenia do zaśnięcia
walczę z cierniem, który
położył na moim sercu
drewniany Chrystus
w zakrwawionym całunie
stając się punktem zapalnym
w nadchodzącej godzinie
życia albo śmierci
uśmiech zdjęty z krzyża
nie daje radości ani nadziei
pozostaje jedynie martwym punktem
pomiędzy myślą a słowem
które jako pierwsze
w moim życiu
wbrew oczekiwaniom
nie stało się
ciałem