O kardiologu
pewien pan z obcego kraju,
poszukując w Internecie
- o czym już zapewne wiecie -
z innych krajów panien różnych:
pięknych, zgrabnych, nawet próżnych.
Sam lekarzem się nazywał,
mięśni twardych nie ukrywał,
szczerych gestów i uśmiechów...
Pisał, że się brzydzi grzechów,
że miłością chce obsypać,
by po chwili kłamstwem sypać:
o podróżach do Londynu,
o pozostawionym synu,
ciężkiej pracy gdzieś na misji,
o utracie kogoś z bliskich
i o rychłym wnet ożenku
z pewną panią pełną wdzięku,
której przysłać chciał klejnoty...
Sam zaś liczył na banknoty...
Otóż cło wysokie było,
więc się wszystko źle skończyło.
Współczująca przyszła żona
stratą paczki zagrożona
wykonała z konta swego
przelew dla ukochanego.
Kurier miał przyjechać jutro,
lecz z obietnic wyszło futro.
Zniknął kochaś wraz z przelewem...
Skąd pochodził? Tego nie wiem.
Bajkopisarz z kryminału
zdemaskował się pomału...
Wśród piętrzących się problemów
miał kolegów biznesmenów,
pracujących w wojskowości.
Byli to zazwyczaj prości
milionerzy skądś z Nigerii,
szukający biżuterii,
nie gardzący dolarami
w bankach za oceanami.
Pracę mieli niezbyt trudną,
powiem wprost, że nawet nudną:
wciąż pisali o miłości,
wciąż te same wiadomości.
Byli to aktorzy różni...
Wiele światu są dziś dłużni...
***Krystyna Szmygiel***