Sierpniowo
Nie plecie — nie musi. Wie, kim jest.
Sierpień trwa — pewny, dojrzały, nasycony.
Powietrze pachnie jeżynami,
ciemnymi jak tajemnice zbierane przez lato,
słodkimi do końca, choć czasem z cierpką końcówką.
W zaroślach ciężkie od słońca owoce
czekają na dotyk, na moment,
który zamieni ich istnienie w smak.
Zieleń już nie świeża jak wiosną,
ale głęboka, prawdziwa —
to spojrzenie, które zna radość oraz stratę.
Deszczem przychodzi czasem cicho,
jakby chciał tylko przemyć świat
z pyłu, ze wspomnień, z pośpiechu,
ale bywa też głośny —
uderza nagle, z błyskiem i grzmotem,
burzą zmiata kurz z myśli,
krzyczy za wszystko, co milczało.
Nie kłóci się z ciepłem —
nie boi się łez,
ciszy ani burzy.
Wie, że po wszystkim
świat rośnie.
To dzień, który nie musi krzyczeć,
żeby być słyszanym.
Nie musi kusić obietnicami —
jest spełnieniem.
A jeśli gdzieś w tle zaszumi wiatr,
to nie niespokojny szept
jak w dniach, które dopiero się uczą,
ale westchnienie — treściwe, zgodne z tym, co już było.