Liturgia zmierzchu
niosąc w dłoniach ostatni dar światła.
Barwy nieba układają się w modlitwę,
którą znają tylko horyzonty.
Chmury, niczym powolne kapłanki,
zamykają bramy zachodu.
Z ich palców spływa złoto,
rozsypując się w rzekach eteru.
Pierwsze gwiazdy zapalają się jak pieczęcie,
przypominając, że noc jest kroniką,
pisaną z pamięci o tym, co niewidzialne.
A gdy zapada cisza,
wydaje się, że cała ziemia
wstrzymuje oddech
przed wejściem w nieskończoność.
Wysoko, poza zasięgiem spojrzeń,
wyruszają karawany światła
niosące płomień sprzed narodzin czasu.
Ich drogi przecinają się w miejscach,
gdzie nie powstały jeszcze imiona,
a każdy blask jest obietnicą powrotu
do źródła, które od zawsze mieszka w nas.
I wtedy noc pochyla się nad światem,
jakby chciała wysłuchać jego najstarszego snu.