kończy się dzień
śladem własnych myśli odmierzam czas
cichy głos na progu mnie wita
w tym domu cisza pęka wśród ścian
pożegnana za wcześnie, jak słowo
w letargu leżące pod ziemią
nad drogą, którą już nigdy nie pójdę
spragniony łez, zawisnął księżyc
oczy mienią mu się smutkiem
w paciorkach rzuconych na wznak
nie widać radości
drżące dłonie nie potrafią zasnąć
są jak dzieci, w bujanej kołysce
ich spojrzenia, szersze niż wieczność
a za nią przestrzeń krucha i blada
bez szelestu na ziemię
niczym liść
jesienny
opada