Kroniki Sybilli - rozdział 59
- Mogę prosić o moją własność? - usłyszała za sobą dziwnie znajomy głos. Odwróciła się, a wraz z nią Samuel.
- Admirale - skinęła głową rozpoznając dowódcę Gwiezdnej Floty - niestety nie mogę tego uczynić.
Mężczyzna uśmiechnął się i ruszył wolno ku Sybilli.
- Jesteście oboje buntownikami, za których wyznaczono wysoką nagrodę. Mógłbym was żywcem schwytać lub zabić i tak zarobię. Jednak, z racji, że jestem sentymentalny, dam wam fory. Oddaj mi czaszkę, a zyskacie na czasie - mówił spokojnym głosem.
- Admirale, nie wiesz z kim masz do czynienia. Mnie nie da się zabić. Jestem wszystkim i niczym, eterem ukrytym w skorupie, życiem i śmiercią o różnych obliczach i formie,więc pozwól,że to ja postawię warunki. Weź Samaela, a mi pozwól odejść... z mapą - odpowiedziała Sybilla.
- Anael - zwrócił się do niej Admirał starym imieniem - nie utrudniaj.
Wtedy do niej dotarło.
- Assasun nie ma mocy wskrzeszania, nie zwróci ci Elizabeth - wyszeptała.
Admirał ruszył w jej kierunku niczym wybudzona furia.
I nagle, między nimi pojawił się Marid. Wyrwał z rąk królowej czaszkę i rzucił na marmurową podsadzkę, rozbijając na tysiące kawałków. Po czym milcząc wskazał na nią, a potem na swoją głowę. Sybilla zrozumiała. Jej przewodnik zapamiętał plan i ukrył go w swoim umyśle.