Kroniki Sybilli - rozdział 55
*****
Wynurzanie się po drugiej stronie nigdy nie jest przyjemne. Nie wiadomo na co się natkniesz. Czy na istoty przyjaźnie nastawione, czy na dzikusów z kamieniami i dzidami. Bez złoto-srebrnych Wrót Niebios, które ukrył król Balian, nie było mowy na wyrwanie się z tej planety. Maź,a właściwie "esencja" jak ją nazywała Anael, pozwalała tylko na podróż na danym ciele niebieskim, jednak w połączeniu z Wrotami stanowiła portal do innego wymiaru. Była swoistym tunelem czasoprzestrzennym przenoszącym w przyszłość, w przeszłość albo w rzeczywistość alternatywną, a Anael była jego konstruktorem. Teraz wbita w ciało Sybilli postanowiła dostać się do Tadmuru - miasta ze snu.
- Gdzieś się tak długo podziewała? -usłyszała przyciszony głos króla Ur, gdy tylko wynurzyła głowę z błota. Poczuła znajomy ciepły wiatr i przyjemny zapach kadzideł. Była noc, w oddali, w mieście, migotały pochodnie na tle których dostrzegła dwie osoby. Pierwsza z nich to Samuel, ściągał z siebie zbroję i brudne odzienie, ale druga wydawała się dziwnie zwiewna, wręcz eteryczna. Przez chwilę migotała, by po chwili przybrać fizyczną postać. I oto przed nią stał mężczyzna ze snu. Assassin z gorejącym spojrzeniem i jej mieczem w ręku.