Schyłkowe lata
Kardiolog mnie osłuchiwał.
Dziewięćdziesiątkę przekroczę,
Tak w diagnozie przewidywał.
Termin trafił w podświadomość,
Noszę go dziś w świadomości.
Ta prognoza mnie nie cieszy,
Z wiekiem wiążę niesprawności.
Już niewiele mi brakuje
Do spełnienia tej diagnozy,
Wciąż czynnie z życia korzystam,
Lecz z kondycją coraz gorzej.
Rower jest już odstawiony,
Spacery ograniczone,
Trochę niewyraźna mowa,
Pamięć i słuch przytępione.
W sprawy kuchni się nie mieszam,
Usterek nie reperuję,
Firanek już nie zawieszam,
Odkurzaczem operuję.
Jestem wciąż opanowany,
Niczym się nie denerwuję,
Na drążku się nie podciągam,
Pompki? - nawet nie próbuję.
Kiedyś na głowie stawałem,
Do tego już nie powracam,
Przysiad z jednej nogi brałem,
Teraz na dwóch się wywracam.
Mięśnie jak wata wiotczeją,
Spójności nie posiadają,
Z pomocą kul teraz chodzę,
Życzliwie mnie podpierają.
Sąsiedzi, kiedy ich widzę,
Z życzliwością pozdrawiają,
Odpowiadam im skinieniem,
Wesoło się uśmiechają.
Myśli wciąż uruchamiane,
Stare dzieje penetrują,
Wracają do dawnych czasów,
Wspomnienia przeżyć sortują.
Czasem jeszcze wiersz napiszę
I obrazek namaluję.
Gdy o zdrowie mnie pytają,
Bujam, że dobrze się czuję.
Dokuczliwa ta niesprawność,
Czemu przyszła, nie pojmuję,
Teraz świat oglądam z okna,
Taki stan dziś aprobuję.
Jeszcze trochę mi zostało,
Jestem w pełnej gotowości,
Na obchód dziewięćdziesiątki,
Gdy dożyję sproszę gości.