Szkoda Zachodu
Słońce zachodem przumróża oczy
(śląc ku mnie ostatnie swoje promienie)
Zniknie już wkrótce wśród czerni nocy
A w chmurach mgliste twarze wspomnień
Co dawno wyblakły w albumie na zdjęciach
Puszystą bielą śmieją się do mnie
tonąc w ostatnich słońca objęciach
Tak z dniem kolejnym nam życie ucieka
każdym oddechem, smutkiem czy szczęściem...
Ucząc czas cały każdego człowieka
Jak się pogodzić z własnym odejściem...
Mówią że czasu szczęśliwi nie liczą
W każdym bądź razie, nie zegarami...
Mierzą go śmiechem, radością, słodyczą
W przestrzeni pomiędzy spojrzeniami.
Gdzieś pośród pni arkad zagajnika
Ptactwo świergoli swe "dobranoc"
W gęstwinach trawy szeleści muzyka
Do snu psotne licha utulając
Raz jeszcze grzeszną czerwienią ostatnią
Całusa śląc chmurkom różanym we wstydzie
Nagle... odeszło... zabrało światło
Zniknęło by zanieść dzień gdzieś indziej...
I tak sobie myślę czy biegnąc za nim,
Gnając za słońcem co sił do przodu
Żyłbym dniem wiecznym(?) A może to na nic,
Może nie warto...
...Szkoda zachodu.