dwa okna
w oknie
karmił gołębie,okruchy dni,płynęły w jej oknie
niezrozumiali,obca mimo że od lat ją mijali
miłość rozdarła dusze on jeszcze szukał po ulicach przedeptanych lat
bez domu
jej dom znał,jej nieśmiałość i mówił masz uśmiechnięty głos
muzyka nadawała sens ich marzeniom
kochali ją,ostatnią miłością
jego głos delikatny,uzdrawiał jej serce..
szeptał walcz..czy ktoś w to uwierzy,byli jak latawce
unosili się ponad tym co jest
czekali na maj,na spacery po łąkach wyśnionych,
on za słaby,by chodzić,słuchał jej opowieści o jeziorach i lasach
telefon nie dzwoni...zakrywa oczy,by nie płakać
i cisza
o której tak trudno mówić