* (był taki piękny...)
był taki piękny
taki kochany
taki uśmiechnięty
taki czyjś
rozdawał miłość
bezpieczeństwo
radość
i spokój
stawiał mosty
zielenił przestrzeń
bielił burze
łapał pożary
i ujadające psy
w dłonie
i wrzucał do wody
kiedyś w nocy, nie mogąc spać
wyjrzałam przez okno
stał pod niebem i wyskrobywał Boga
żyletką
z czarnych chmur
dla niego nic nie było niemożliwe
a kiedy się kochaliśmy
swoje popalone dłonie tłumaczył namiętnością
krew z ran zmył bieżącą wodą
jak zwykły brud
a kiedy odchodził
boso, stąpając po wodzie
zaspany i idealny
wiedziałam, że nie zawróci
bo musiałby utonąć
cuda w obie strony nie działają