* (jestem w muzeum...)
jestem w muzeum woskowych figur
mam tu swoją podobiznę
która nie mruga powiekami
jest ubrana w granatowe dżinsy
i wełniany sweter, którego nienawidzę
za oknem gwar
ludzie śmieją się
hodują egzotyczne rośliny
wirują jak owady
w ruszonym gnieździe
albo cekinowe księżyce na wodzie
czasem w bezmyślnym pędzie
uderzają o szybę całym ciałem
i odbijają się
jakby rażone elektrycznością
te dwie strony nie przenikają się
jestem uczestniczką pokazu, który odbywa się
w porcelanowym napięciu
katafalkiem
w zimnym kaplicznym powietrzu
przygnębiająco szczelnym
jak atłasowa zasłona
błyszczą zgromadzeni
słoniową
kością