Już nic nie wiem
Emocjami płynącymi prosto z żył
Które to zawsze głęboko w sobie krył
Wzgardziwszy snu utęsknionego opiatem
Żyje i mdleje pod krwawiącym już batem
Podobny w spojrzeniu do arktycznych brył
Ledwo co draśnięty zamieni się w pył
Nie wiedząc przenigdy kto jego jest katem
I za co to wszystko się zastanawiam
Może to rodzaj kary czy psoty losu
Że ktoś szuka dla niego bólu zawzięcie
Nie mam na to siły - myślom tym odmawiam
Pastwienia się nade mną w imię patosu
Którego od dawna już nie mam na względzie