Kwiat gruszy
Z natury jest
Biały
Delikatny
Niewinny
Lecz czasem
Dotknie go ręka
Śmierci
Nie z złośliwości
Nie z zazdrości
Tylko z śmiertelnego pragnienia
Dotknięcia piękna
I wtedy kwiat gruszy
Powoli usycha
Jej brzegi schną i brązowieją
Płatki wiotczeją i marszczą się
Jakby żyły setki lat
A nie tylko kilka
Wiosennych westchnień
Po czym opadają
Nie zamieniają się w proch
Nie oddają się na żer robactwu
Nie zasiadają w karocy śmierci
Lecz zabrane przez mnie
Będą żyć powtórenie w zapomnieniu
Pomiędzy stronami grubego słownika
Póki go nie otworzę
A one upadną na podłogę
Jak Lucyfer z niebios
Ten ostatni pamiętny raz